Kategorie wpisów

2022.06.16-19 Bikerafting (Rower + Pacraft) rzeka Obra

Pierwszy raz stanąłem przed dylematem, zamontowania na pacraft: roweru, 2 sakw i jednego worka 50L, pakowani e i wodowanie zajęło mi dobrze ponad godzinę. Już po wystartowaniu, kawałek dalej musiałem przybić do brzegu W i zmienić konfigurację montowania sakw na rufie pacrafta (tył). Ogólnie dziwnie mi się płynęło jeziorem, musiałem się mocno starać aby pacraft się poruszał. W zasadzie mocno skróciłem zaplanowaną trasę, bo za bardzo się męczyłem. Odcinek: Błotnica – Perkowo, dystans 2km.

Znów zamontowałem wszystko i rowerem podjechałem do miejscowości Perkowo, za miastem Zbąszyń. Tutaj miałem zaplanowane wodowanie na rzekę Obra. Moje zaskoczenie było takie, że na rzece nie widziałem wcale nurtu, mało tego wiatr wiał w przeciwną stronę do nurtu i przez chwilę miałem wrażenie, że rzeka płynie w przeciwnym kierunku.

Ale skoro plan był na cały długi weekend, to trzeba się go trzymać, tym razem wodowanie poszło szybciej i zacząłem płynąć rzeką Obrą. Potwierdziło się wrażenie widziane z brzegu, rzeka w zasadzie nie ma nurtu, jest to rzeka mocno nizinna, a mocny wiatr a w zasadzie mordowiatr, powodował, ze gdy nie machałem wiosłem zaczynałem dryfować w górę rzeki. Po niecałym kilometrze zauważyłem, ze szybkie wodowanie ma pewne minusy – źle zamontowywałem sakwy na rufie i jedna sakwa mocno się zanurza. Sakwa zawierała w środku: aparat fotograficzny z obiektywem i drona, więc szybko postanowiłem znaleźć dogodne miejsce do przybicia do brzegu aby poprawić mocowanie sprzętu. Znalazłem wyjście na łąkę gdzie po sprawdzeniu miała być głębokość do kolan. Podczas próby wysiadania okazało się, że muł był miękki i noga mi się mocno zapadła na wskutek czego ponton się obrócił do góry nogami. Na szczęście wszystko było przymocowane, nic się nie nie zgubiło, a po wyjściu na brzeg sprawdziłem, ze do sakw się nic nie dostało. Więc poprawiłem mocowanie bagażu, sprawdziłem 2 razy czy jest dobrze zamontowane i wyruszyłem w dalszą drogę.

Po zebraniu się była już prawie 20 więc szukałem miejsca na biwak. Jak znalazłem odpowiednie to już odpuściłem dalszy zaplanowany na ten dzień dystans, przepłynąłem w dalszej części tylko 1,5 km. Rzeka Obra mnie zaskoczyła, dość szeroka, prawie wcale nurtu, a w dodatku wiatr wiał w twarz, płynęło się ciężko.

Czwartkowa podróż pociągiem była dość uciążliwa, spałem niecałe 1,5g więc musiałem nadrobić ten sen, i wystartowałem w dalszą drogę dopiero około 10:30. Na rzece Obra, jest sporo jezior, w piątek płynąłem przez jezioro Lutol. Znów wiatr wiał w twarz, płynęło się ciężko, po drodze mijały mnie ekipy w kajakach, co dość mocno podkopywało moją psychikę.

Dystans który przepłynąłem to 4,2km i na końcu jeziora Lutol znalazłem rewelacyjne miejsce na biwak. Co z tego, że było około 15, skoro miejsce miało duży potencjał na fajne zdjęcia na zachód słońca. W dodatku byłem wyczerpany dniem spływu, więc zrobiłem sobie dzień lenia.

Miałem ze sobą sprzęt mój podstawowy biwakowy – czyli hamak, jednak na wszelki wypadek spakowałem też dmuchany materac firmy Exped. Postanowiłem go nadmuchać aby sobie wygodnie poleżeć czytając książki na moim Kindle’u. Niestety po nadmuchaniu nie docisnąłem go mocno i wiatr go podniósł i kawałek przeniósł, problem w tym że materac trafił na gałąź i materac uległ przebiciu. Cóż wypadki się zdarzają, próba załatania się nie udała. Dopiero w domu przeczytałem instrukcję / zobaczyłem film na yt i zakleiłem go poprawnie – działa do dziś.

Na zachód słońca, zrobiłem trochę zdjęć i nagrałem timelapse.

Sobota, trasa spływu Jezioro Lutol – Trzciel, dystans 6,1km. Start o 8, czas spływu 2g24m. Za jeziorem nagle rzeka zaczęła się robić bardziej widowiskowa, co jakiś czas uschnięte drzewa, czy inny widok wart zrobienia fotografii. Naprawdę ciekawy fragment, w stosunku do odcinka z czwartku. Problemem na tej trasie były zapasy wody, po nocy pozostało mi około 1,5L wody, więc się ograniczałem z piciem.

Gdy dotarłem do miejscowości Trzciel, miałem duży dylemat, gdyż z pod mostu do Biedronki (najbliższy sklep) było z 300 metrów. Opcje były dwie spakować się o podjechać pod sklep, lub zostawić sprzęt niestrzeżony pod mostem i pójść na piechotę na szybkie zakupy. W zasadzie sprzętu nie było widać dla osób przechodzących mostem, więc zaryzykowałem i poszedłem na szybkie zakupy do Biedronki. Po powrocie, zastałem wszystko na miejscu – kamień spadł z serca 🙂

W miejscowości Trzciel, zjadłem posiłek obiadowy i wyruszyłem w dalszy spływ Trzciel – Rybojady, dystans 6km, czas 3g9m. Ten odcinek rzeki Obra był węższy niż wcześniej. Trasa wiodła też przez Pszczewski Park Krajobrazowy. Dotarcie do Jeziora Wielkiego (rezerwat ptaków) okazał się dość uciążliwy, pojawiło się kilka poważnych przeszkód do pokonania przez przeszkody drzewne. Dzięki temu nagle zrobiło się ciekawiej i czas zleciał szybciej. Jedna przeszkoda – zwalone drzewo była nie możliwa do przepłynięcia. Opcji przenoszenia sprzętu też nie wydawała się ciekawa, na szczęście udało się przez trzcinę przebić bokiem. Fragment przez Jezioro Wielkie, znów mocno męczący pod wiatr, jeśli nawet na chwilę przestawałem wiosłować, to wiatr cofał mnie wstecz. Cóż, na ten weekend to był koniec spływu.

W miejscowości Rybojady, zapakowałem się na rower i podjechałem w okolice miejscowości Międzyrzecz, gdzie znajduje się Jezioro Czarne. Jezioro ma to specyficzny kształt serca. Dlatego właśnie zabrałem ze sobą drona, dla tego jednego ujęcia. Noc spędziłem nad tym jeziorem, była to ciepła noc.

To był mój pierwszy weekend bikeraftingu. Plany były większe, dystans na rzece Obra miał być zrobiony do piątku wieczór, a później miałem w sobotę podjechać nad rzekę Pliszka.
Na pewno dużym doświadczeniem było nauka rozkładania bagażu, na tyłu pacrafta. Mam już jakiś model wypracowany wydaje się on stabilny. Jedną z opcji było zabranie pełno sprzętu (aparat, dron statyw do aparatu) aby sprawdzić jak się będzie podróżować. Było za ciężko, jednak trzeba będzie iść na kompromis.
Jak widziałem gdzieś opisy spływu rzeką i konieczność przenoszenia sprzętu, to wydaje mi się to mocno kłopotliwe. Będę szukał raczej opcji bez takiej potrzeby.

Skoro weekend zaczął się od podróżny pociągiem w ten sam sposób się też skończył. Aby wrócić do domu, musiałem podjechać rowerem Zielona Góra, dystans to 71 km. We Wrocłąwiu gdzie miałem przesiadkę, musiałem długo czekać na pociąg, który okazał się też spóźniony. Ogólnie cały weekend był bardzo słoneczny, kiedy wsiadałem do pociągu sporo osób wysiadało z niego z rowerem, po szybkiej wymianie zdań, okazało się że wracali z ultramaratonu Pomorska 500.

Weekend, mimo różnych przygód uważam za udany, zdobyte doświadczenie zdobyte na pierwszej wyprawie bikeraftingowej będzie owocować w następnych wyjazdach.

Film ze spływu rzeką Obra

Galeria zdjęć

Po kliknięciu na zdjęcie można będzie je zobaczyć powiększone.

Powiązane posty

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry