Kategorie wpisów:

Ultramaraton Diabelski Bike Challenge 06-10.08.2022

Diabelski Bike Challenge to ultramaraton w Małopolsce, początek i koniec mieścił się w Krakowie. Całość trasy to 650km, około 7000m przewyższeń i limit czasu na pokonanie to 105 godzin. Wyścig organizowany jest w formule ultramaratonu rowerowego z zasadą samowystarczalności. Organizator przekazuje zawodnikom trasę maratonu w postaci pliku GPX. Z dostępnej trasy można zjechać np. do miejsca noclegowego / na zakupy w sklepie, jednak później trzeba wrócić dokładnie do miejsca z którego się zjechało z trasy. Start w maratonie możliwy jest na każdym typie roweru lub jednośladu, który napędzany jest siłą mięśni. Zabroniony jest start na rowerach i pojazdach o napędzie elektrycznym  lub spalinowym. Najczęstszym wyborem są rowery typu MTB i gravel.

06.08.2022 – Dojazd na miejsce startu

Sam dojazd okazał się wyzwaniem, dzień wcześniej pociąg w okolicy Opola, rozwalił trakcję. Jak się zjawiłem na pociąg w Gliwicach około 3:30, to pociąg do Krakowa z dnia wcześniejszego z godziny około 20 miał jeszcze opóźnienie. Kasy pozamykane, na taki pociąg biletu online już nie dostanę, ale udało się dojechać kolejami śląskimi do Katowic, a później polregio do Krakowa. Oczywiście jak się zdecydowałem na takie rozwiązanie to czas odjazdu mojego pociągu już minął i online biletu już nie mogłem oddać. Wysłałem maila, ze oczekuję zwrotów kosztów, na razie brak odpowiedzi z intercity. Cóż w tym roku mają spore opóźnienia …
Z dworca na miejsce startu DBC, było około 5 km, przy okazji udało się fajne zdjęcia zrobić. Pobrałem pakiet startowy, przyczepiłem numer do roweru, sprawdziłem tracker. Pozostało czekać do startu, okazało się że start o 7:55, w kieszeni miałem odtwarzać MP3 (jeżdżę z słuchawką w prawym uchu), na start akurat wskoczył utwór ACDC – Highway to hell, to akurat nie ten maraton, ale ten sam organizator #ultravelo.

06.08.2022 – Dzień 1 DBC

Dzień startu zapowiadał się z opadami, cóż tego przełożyć się nie da pozostało się z tym pogodzić. Prognozy się sprawdziły i od okolic Pieskowej Skały zaczęło padać. Nie były to mocne opady, ale co chwilę trzeba było się decydować, jazda w kurtce przeciwdeszczowej (w której jednak tak dobrze się nie oddycha) czy jednak moknięcie na deszczu. Ochraniacze na buty założyłem dopiero w Knajpie pod zamkiem Rabsztyn, niestety do tego czasu buty trochę podmokły – a że miały one membranę goretex – to do końca DBC wydzielały specyficzną woń …
W pierwszy dzień obawiałem się Pustyni Będowskiej, bo mieliśmy o nią zahaczyć, na szczęście poza niewielkimi przypadkami trasa okazała się bez problemu przejezdna.
Ciężko mi wybrać najpiękniejszy fragment trasy, całość miała swój urok, na pewno znajomym z okolic Katowic, będę polecał ten fragment i pewnie się z nimi wybiorę.
Założeniem startu w DBC, był dojazd w limicie 105g, założyłem więc że muszę minimum robić 120 km dziennie, tak też planowałem na starcie okolice noclegu – ze względu na opady.
Okazało się, że poszło lepiej niż oczekiwałem zacząłem rozważać noclegi w okolicy Zatoru, jednak jak zobaczyłem, ze za miejscowością Żarki, można legalnie zanocować w lesie w ramach akcji #zanocujwlesie, to postanowiłem tam rozbić biwak tuż po godzinie 21. Jeden minus o którym nie pomyślałem wcześniej jak jadłem kolację w Żabce, aby zabrać ekstra 1l wody na „kąpiel”. Miałem zapas wody około 2,5l, ale w niedzielę nie wiedziałem jak będzie ze sklepami po drodze. Więc na dobranoc tylko wykorzystałem chusteczki odświeżające. W końcu ma to być wyrypa 😊
W pierwszy dzień udało się przejechać 154,6km, pokonać 1644m w górę, czas jazdy netto: 10g8m, czas brutto 13g6m.

07.08.2022 – Dzień 2 DBC

Noc zleciała szybko, rano spakowałem się, sprawdziłem dwa razy czy wszystko zabrałem (na ultralajkoniku została linka paracordu do wieszania tarpa) i około 7 rano wyruszyłem w dalszą trasę DBC. Tuż za Zatorem na chwilę zaczęło też padać, na szczęście szybko też przestało.
Zapas wody był, tyle że 1l wody miałem w butelce Nalgene, w widelcu – to był zapas na ostatnią chwilę, poza tym tylko 2 bidony czyli około 1,3l wody. Trochę trwało zanim udało się trafić na miejsce gdzie można coś kupić – był to Orlen na obrzeżach Wadowic. Od razu zjadłem śniadanie i wziąłem zapas wody na dalszy dzień. Przy okazji za 1 zł, skorzystałem z myjni i wyczyściłem rower z błota, który się doczepił pierwszego dnia.
Dużo wcześniej przed Orlenem, na trasie DBC, trzeba było się przeprawić przez Wisłę, organizatorzy znaleźli przejazd przez most kolejowy – wrażenie zrobiło to ogromne. Dopiero wtedy sobie przypomniałem, że była o tym informacja w komunikacie startowym 😊

Obiad zjadłem w Gruzińskiej restauracji w Kalwarii Lanckorona, wcześniej w okolicy Kalwaria Zebrzydowska, na zjeździe prawie upolowałem kurę, która nie wiedziała w którą stronę uciec. Na szczęście udało się obyć bez zderzenia i upadku. Niby odstęp z Wadowic do Lanckorony nie był duży, ale jechałem ten fragment na olbrzymiej bombie, byłem mocno głodny.
Za Lanckoroną, był OS (odcinek specjalny) podjazd, za który zwycięzca czasu wg Stravy miał dostać nagrodę, stwierdziłem, że w tym wyzwaniu nie będę brał udziału – niech inny się postarają, ja swój rower wprowadzałem własnym spokojnym tempem.
Następny posiłek był standardowo w Karczmie Rzym w Suchej Beskidzkiej. Już wtedy zdałem sobie sprawę, że dojazd w okolice Nowego Targu jest nie do zrealizowania.
Przed Jordanowem, udało się zrobić w końcu jakieś zdjęcia z zachodu słońca. Byłem bardzo szczęśliwy, że akurat tutaj byłem o tym czasie.
Okazało się, że nie wszystkie Żabki są czynne do 23, ta w Jordanowie tylko do 21, spóźniłem się 10 minut. Na szczęście następnego dnia był poniedziałek, więc nie musiałem oszczędzać wody, a poza tym na wszelki wypadek 1L wody na nocną kąpiel wiozłem już z Suchej Beskidzkiej.
Na nocleg wybrałem las za Jordanowem, kolejny biwak pod tarpem, tym razem nie do końca legalnie. Miło było się wymyć po dwóch dniach jazdy, jednak na mycie głowy się nie zdecydowałem.
Drugiego dnia DBC pokonałem dystans 126km, 2161m w górę, czas jazdy netto 10g9m, czas jazdy brutto 14g2m. Samym dystansem byłem mocno rozczarowany, ale zmęczenie było duże więc musiałem szybko się wyspać aby następnego dnia nadrobić te brakujące co najmniej 20 km.

08.08.2022 – Dzień 3 DBC

Znów noc zleciała szybko, nawet za szybko, powoli wstawać około 6 rano mi się nie chciało.
Na samym starcie okazała się, że nocowałem bliżej zamieszkanego terenu niż planowałem, następną rzeczą był rewelacyjny widok na góry i gdybym w tym miejscu był o zachodzie słońca były by cudowne zdjęcia i wspomnienia. Kawałek dalej max 30 minut było też miejsce postojowe z wiatami, gdzie można było się wyspać (nie sprawdzałem, ale wyglądało na to, że się dało).
Cóż noc była za mną, więc trzeba było kręcić, przypomnę że miałem dystans do nadrobienia z drugiego dnia. Na początek zjazd do Spytkowic rewelacja nie spodziewałbym się, że szlaki piesze mają tak rewelacyjnie przygotowaną drogę.
Za Spytkowicami zaczął się znów podjazd, rower zaczął ponownie szwankować, przy obciążeniu zaczął mi łańcuch przeskakiwać.
Za Nowym Targiem stwierdziłem, że jednak trzeba coś z tym sprzętem zrobić. Przed maratonem miałem zmienianą tylną obręcz okazało się, że mam luz na bębenku i przesuwa się on na osi w lewo i prawo o 2-4 mm. Odwiedziłem kilka punktów wypożyczeni rowerów i jeden serwis, na szybko nic nie udało się z tym zrobić. Trzeba było jechać z tym co jest. Przez całą sytuację związaną ze sprzętem, na odcinku z Nowego Targu do Szczawnicy w zasadzie nie robiłem zdjęć.
Niestety cała akcja poszukiwania rozwiązania naprawy bębenka, zajęła sporo czasu. Więc planowy dojazd do Nowego Sącza wydawał się powoli mało realny.


W tym dniu mijałem sporo ludzi jadących w przeciwną stronę z Poland Gravel Race.
Ze Szczawnicy trzeba było się przez góry przebić w stronę Nowego Sącza, trasa wiodła przez przełęcz Przysłop. Był to długi podjazd, z końcówką już typowo tylko do prowadzenia.
Sam początek zjazdu z przełęczy, czasami pokazywał mi nachylenie 20%, więc na zmęczeniu i już po zachodzie słońca stwierdziłem że trzeba jednak rower prowadzić, tak długo aż zaczął się asfalt.
Później szybki zjazd do miejscowości Jazowisko. Na stacji Moya miałem tylko uzupełnić zapasy i jechać dalej. Jednak zupełnie przypadkowo obok stacji zobaczyłem, że można wynająć nocleg za 70 zł. Miałem 5 minut na decyzję, bo już miał być zamykany obiekt. Zdecydowałem się zostać i przenocować i z nadrabiania zaległych kilometrów nic nie wyszło.
Pokonany dystans to 119km, 1773m w pionie, czas brutto 13g54m, czas netto 8g50m.

09-10.08.2022 – Dzień 4 i 5 DBC

Drugiego dnia DBC, pojawił się pomysł aby z Nowego Sącza do mety jechać bez noclegów, to był dystans 202km, przy czym obecny rekord to 176, no i to była jazda bez zmęczenia dni wcześniejszych. Widać ultra są dla mnie okazją do pobijania własnych rekordów:
– 2021r – BalticBikeChallenge – ostatni dzień maratonu, dystans 165km, pobicie rekordu o około 20 km
– 2022 – UltraLajkonik – przewyższenia 2457m, pobite o około 600m

Plan był aby wyjechać w trasę o godzinie 5 rano, ale jakoś ta noc nie należała do najbardziej komfortowych i wystartowałem dopiero o godzinie 8:35.
W chwili startu miałem zakodowane, że to był ostatni nocleg na DBC. Na wszelki wypadek do podsiodłówki na pierwszym miejscu do wyjęcia był śpiwór, materac i folia NRC – gdyby jednak trzeba było się na chwilę zdrzemnąć.
Dystans który mi pozostał do końca mety to 230 km.
W Starym Sączu na targu kupiłem pyszne jabłka, które systematycznie zjadałem na dalszej trasie.
Pierwszy większy odpoczynek zrobiłem w Gródku nad Dunajcem, w Stalowniku – była to lokalizacja również startowa i końcowa maratonu Ultralajkonik. Byłem tam dopiero o godzinie 14:30, pokonałem dystans około 50 km. Strasznie wolno to szło, było podjazdów trochę. Za Stalownikiem pozostały już tylko 2 podjazdy według garmina, ale nadal 180 km trasy.
Następny postój to Zakliczyn, tutaj byłem godzinie 17:10. Zamówiłem zupę pomidorowa na 17:30, a sam w tym czasie zdrzemnąłem się na trawie. Po posiłku przyszło uzupełnianie zapasów wody w Biedronce. Z tego co pamiętałem to była ostatnia większa lokalizacja przed metą gdzie można było dokonać zakupów.
W dalszą drogę wystartowałem dopiero o 18, miałem 1,3l w bidonach, 2x 1L w kieszeniach koszulki i dodatkowy zapas (który wiozłem od startu) w butelce Nalgene w worku na widelcu, a przed sobą jakieś 150 km.


Jakiś kawałek czasu za Zakliczynem, udało się zobaczyć piękny zachód słońca, który mocno podładował baterie.
W lasach za Wojniczem, udało się złapać rewelacyjne flow, jazda po szutrach, w zasadzie płaskich czasem +/- 1% nachylenia z prędkością 25 km/g. W zasadzie to flow udawało się dotrzymać do dojazdu do trasy WTR. Tutaj zaczynało mnie dopadać zmęczenie i znużenie, to było około 150 km trasy.
Zaczęła się pojawiać w głowie opcja krótkiej drzemki, gdzieś po drodze wg mapy gogle miała być stacja paliw (Uście Solne), jednak po zdjęciach okazało się, że raczej o tej godzinie jest ona nie czynna. Trasa WTR liczy sobie kilka lat, ale to co zaskakuje to zero infrastruktury dla rowerzystów, brak miejsc gdzie można się zatrzymać. Takie miejsca rewelacyjne robią na Podhalu.
W zasadzie można było się gdzieś położyć na trawie, ale trasa biegła głównie wałem, więc tego miejsca dużo nie było. Trzeba było jechać dalej.
W miejscowości Mikluszowice, na przystanku zdrzemnąłem się na 15 na ławce, to było około 170 km trasy. Dalsza droga wiodła przez Puszczę Niepołomicką.
Kolejnym mini celem było przejechanie 200km, akurat ten dystans przypadł kawałek za zjazdem z głównej trasy WTR. Do mety pozostawało 30 km, ten dystans ciągnął się bardzo długo. Całą nocną jazdę przyświecał mi ładnie księżyc widoczny prawie w całej okazałości (pełni).
Po wjeździe do Krakowa zdecydowałem, że kogoś poniosła fantazja – aby budować tak wielki pomnik Smoka Wawelskiego, a ten efekt buchającego z paszczy dymu naprawdę robił wrażenie. Cóż skoro taki pomnik smoka stoi w Krakowie, to pewnie gdzieś nieopodal Wisły – więc jest szansa że organizatorzy tamtędy poprowadzili trasę. Ale na wszelki wypadek zrobiłem zdjęcie aby pokazać jak wielki jest to pomnik – widać to na ostatnim zdjęciu. Dopiero po jakimś czasie jak się zbliżyłem, to zobaczyłem że to komin z jakiegoś przemysłu w Krakowie. Ten fragment w Krakowie, naprawdę się ciągnął a zmęczenie jak widać było spore.
Na metę przyjechałem tuż przed godziną 5 rano, w tym dniu pokonałem dystans: 232km, 1909m w pionie, czas jazdy netto 14g36m, czas brutto 20g13m.
Okazało się, że miałem siłę i wolę nocnej jazdy, co było dużym zaskoczeniem dla mnie. Jednak taka jazda ma swoje minusy, cały świat ogranicza się do snopu oświetlenia i kawałka drogi którym się jedzie. Mam wrażenie, że sporo straciłem nie jadąc tymi lasami w ciągu dnia. Rozwiązanie na to jest proste, wrócić kiedyś tutaj za dnia i pojeździć po tych lasach.

Podsumowanie maratonu Diabelski Bike Challenge

Lista startowa: 73 uczestników
Wystartowało: 63 zawodników
Wycofało się w trakcie maratonu: 14 zawodników
Oficjalne moje miejsce to 44, „… a imię jego będzie czterdzieści i cztery …”, z czasem 92:55:00.
Najlepszy czas mężczyzn: 31:46:57, kobiet: 43:51:43.
W końcu jakiś ukończony maraton w tym roku, miałem nadzieję że uda się go pokonać w limicie czasu 105g, udało się szybciej. Mało tego udało się poprawić maksymalny przejechany dystans.
Z rzeczy które zabrałem w zasadzi wszystkiego używałem. Jedno co musi ulec dużej poprawie to pożywianie się w trakcie jazdy. Miałem często tzw. bomby, gdzie spadała mi wydajność pedałowania. Ostatni dzień zaskoczył mnie mocno przejechanym dystansem, jednak da się coś takiego z moją kondycją i wagą wykręcić, pozostaje się zastanowić dlaczego we wcześniejszych dniach szło tak słabo.
Myślę, że muszę popracować też nad psychiką, bo mam wrażenie, że część podjazdów z lenistwa wolałem podprowadzić rower niż starać się jechać.
Na następny maraton zabrałbym mniej prowiantu, w zasadzie z zabranych rzeczy to suchary się nie sprawdziły, zjadłem tylko 1,5 paczki. Paczkę rodzynek i orzechów nerkowca w ogóle nie otworzyłem. To co okazało się hitem to była suszona wołowina, co miałem to zjadłem, przy czym na ostatni dzień zostawiłem 2 paczki.
Jednak, każdy maraton musi oznaczać jakieś straty, ja straciłem na wadze całe 1,5kg. Niestety w rowerze pękła mi rama zaraz pod sztycą. Na szczęście rower był jeszcze na gwarancji – więc producent wymienił mi ramę. Wcześniej rama miała matowy kolor czarny, najszybciej była dostępna rama w kolorze czerwonym – mogłem ja wybrać lub czekać na taki kolor jak miałem wcześniej (bez gwarancji terminu dostępności ramy). Wiadomo, że czerwone bolidy są najszybsze – więc zdecydowałem się na taką wymianę.
Podsumowując wydatki, na posiłki przejazdy koleją wydałem 450 zł (mowa tylko o zakupach w trakcie DBC), na nocleg w hotelu 70 zł.

Film z DBC typu silent biking

Powiązane posty

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry