Kategorie wpisów:
2025.02.01-02 Trekking Tatry
Różne były plany na pierwszy weekend lutego 2025r, jednak krótka rozmowa z Eweliną spowodowała, że szybko się wyjaśniły, wyjazd w Tatry. Szybka analiza pogody, pokazała że powinna być rewelacyjna. Na weekend wyjechaliśmy do mojej rodziny do Murzasichla w piątek po godzinie 18, ze śląska.

















Pobudka rano w sobotę przed godziną 6. Przed wyjazdem kupiliśmy jeszcze na wszelki wypadek ubezpieczenie turystyczne na Słowację. Docelowo z parkingu w Siwej Polanie w Dolinie Chochołowskiej wyruszyliśmy o godzinie 7:09.
Dojście do schroniska w Dolinie Chochołowskiej, to niestety długi trekking, idzie się i idzie i widokowo nic się nie dzieje 🙂 W schronisku zafundowałem sobie ciepłe śniadanie.
Po wyjściu ze schroniska, zaczęło się podejście szlakiem żółtym na Grzesia (1653). Podejście też głownie prowadzi przez zadrzewione odcinki, jednak trafiały się fragmenty widoków.
Widok ze szczytu już pokazał jaka to była dobra decyzja. W zasadzie sam pomysł na trekking sobotni to pomysł Eweliny – wyprawa na Wołowiec.



























Idąc z Grzesia w stronę Wołowiec, obfituje w cudowne widoki. W zasadzie cały czas Tatry są świetnie widoczne. Czy to były zimowe Tatry, tego nie jestem pewien, gdyż ilość śniegu jest mocno ograniczona w Tatrach.
Jak widać na zdjęciach, pogoda bardzo dopisała, w zasadzie brakowało chmur na niebie. Wiatr też był bardzo słaby, w zasadzie nie dało się odczuć chłodu, tym bardziej że idąc w stronę Wołowca, podejść było jeszcze sporo.
Następny dłuższy odpoczynek mieliśmy na Rakoń (1879), w zasadzie Ewelina miała dłuższy, gdyż jak zwykle poruszała się szybszym tempem niż ja – widać potrzebuje dłuższych odpoczynków 😉 -Tak sobie to tłumaczę, przecież to nie może być wina mojego brzucha, że idę wolniej.
Po odpoczynku na Rakoń, ruszyliśmy na Wołowiec (2064), jednak pokrywa śnieżna nie była za duża i czasami robiło się dość ślisko. Mieliśmy obydwoje raki, ja miałem w plecaki raki, ale dla wszelkiej pewności zrezygnowaliśmy, mniej więcej w połowie podejścia na Wołowiec. Nic na siłę, będzi ejeszcze kiedyś szansa wejść na ten szczyt. Według mojego Garmina, najwyższy punkt na którym byliśmy to: 1996.2.
Założeniem trekingu, było aby na zachód słońca znaleźć się znów na Grzesiu, z powodu skrócenia drogi, wyszło, że mamy sporo czasu, więc tempo w drodze powrotnej był bardzo spacerowe, aby ciągle napawać się widokami, karmić dusze pięknem natury w której się znaleźliśmy.
Skoro założeniem był zachód słońca na Grzesiu, to w obydwie strony musieliśmy się poruszać tymi samymi szlakami. Z przełęczy miedzy Rakoń i Wołowiec, da się zielonym szlakiem dojść do schroniska, ale wtedy idzie się większość leśnym fragmentem, więc widoki tam są zdecydowanie słabsze niż z Grzesia. A tak w ogóle, to wiadomo, ze Grześ ma najlepsze widoki 😉



























Nagle się okazało, że spóźnimy się na początek złotej godziny o około 15 minut. W zasadzie nie miałem wielkich oczekiwań na zachód słońca.Piękna pogoda i piękna pogoda na zdjęcia, to trochę inne pojęcia. Dla trekkingu pogoda była rewelacyjna, jednak jeśli idzie o zdjęcia, to w zasadzie brakowało chmur, aby nadać zdjęciom charakteru.
Podzieliłem się tą uwagą z Eweliną. Po dotarciu na Grzesia ściągnęliśmy plecaki, a ja zabrałem się za zrobienie zdjęć. Dość szybko zauważyłem, że w dolinie Chochołowskiej, zaczyna się szybko gromadzić mgła, czyli mieliśmy wracać w nocy i w mgle ten fragment.Czasem trzeba uważać, czego sobie człowiek życzy 🙂
Gdy szczyt Grzesia utonął w chmurach, zaczęło się robić chłodno, więc nie czekaliśmy do końca złotej godziny i wyruszyliśmy drogę do schroniska. Trochę poniżej szczytu, po jakichś 20-30 minutach trekkingu, pojawiły się przejaśnienia i z chmur zaczęły się czasem ukazywać szczyty Tatr.
W schronisku zjadłem tradycyjnie barszcz z fasolką – polecam każdemu, no i zaczął się najtrudniejszy fragment dnia, czyli powrót do samochodu doliną Chochołowską. ten długi trekking mocno męczy.
W zasadzie zrobiliśmy około ~29 km, biorąc pod uwagę, ze w roku 2024 mój rekord to było ~31km to całkiem sporo w nogach było tych kilometrów. W nocy się okazało, że ciało już nie szeptało mi delikatnie, że jest zmęczone, ale wręcz zaczęło głośno krzyczeć 🙂
Po negocjacjach, zrezygnowaliśmy z wstawania na wschód słońca w niedzielę.








W niedzielę wybraliśmy się na krótki trekking, na Wielki Kopieniec (1328m). Już jak wyjeżdżaliśmy rano z Murzasichla, Tatry schowane były w chmurach.
Na szczyt wybraliśmy się z Cyrhli, czyli w zasadzie znów droga w obydwie strony tym samym szlakiem (poza krótką pętlą ze szczytu na Polanę Kopieniec).
To był bardzo fajny weekend, aktywnie spędzony 🙂
Trasa sobota
Powiązane posty
20250509 Setup na BBC
Kategorie wpisów: 2025.05.09 Setup na ultramaraton Baltic Bike Challenge 2025 W roku 2024, startowałem w…
20250502-03 Grandeus
Kategorie wpisów: 2025.05.02-03 Grandeus W ramach wypoczynku w długi weekend majowy w planach był krótki…
20250501 Rower Orawa
Kategorie wpisów: 2025.05.01 Rower Orawa Różne miałem pomysły na długi weekend majowy, ale docelowo postanowiłem…
20250426-27 Rower Warszawa – Piotrkow Trybunalski
Kategorie wpisów: 2025.04.26-27 Rower Warszawa – Piotrków Trybunalski W ramach świąt Wielkiejnocy, w planach miałem…
20250412-13 Rower Podkarpacie
Kategorie wpisów: 2025.04.12-13 Rower Podkarpacie W ramach przygotowania do BBC, zależało mi na dystansie, na…
20250329-30 Rower – Wataha Dluga Lapa
Kategorie wpisów: 2025.03.29-30 Rower Wataha Długa Łapa Na ostatni weekend marca 2025, postanowiłem wybrać się…
Lista tagów:
2022 2024 2025 202206 202210 202212 202305 202306 202307 202308 202309 202310 202404 202405 202406 202407 202408 202409 202411 202503 bałtyk bikepacking dolina baryczy Dunajec Gliwice góry jesien jesień Kajak lato madera małopolska pacraft pieniny Podhale portugalia R10 Rower Tatry Trekking ultramaraton wiosna wysoki wierch Śląsk śnieg