Kategorie wpisów:

2025.07.14 Słowenia Dzień 3

Rozważając wizytę w Słowenii, jedną z głównych atrakcji którą chciałem zwiedzić była góra 2679 m n.p.m. Jest to szczyt w Alpach Julijskich, w Alpach Wschodnich. Leży na granicy między Włochami, a Słowenią. Od piątku razem z Majką śledziliśmy uważnie pogodę, najlepsza pogoda miała być w poniedziałek (możliwe opady od 16/17), ale nagle się okazało, że we wtorek też mogą być warunki na trekking. Jednak razem z Mają, nie chcieliśmy czekać i postanowiliśmy wybrać się na Mangart już w poniedziałek.Aby tam dojechać, musieliśmy wyjechać ze schroniska o 5 rano.

Droga prowadziła przez Włochy, po drodze musieliśmy pokonać płatny odcinek zwany Mangartska cesta. Jest to droga, która prowadzi w pobliże przeleczy. koszt to 10€, gdzieś wyczytałem, że na szczyt wpuszczanych jest 90 samochodów. Droga jest bardzo kręta i wąska, w filmie który jest na końcu postu – można zobaczyć zjazd tą drogą.

Temperatury zapowiadane były chłodne, max w ciągu dnia to miało być 10-4 stopni, więc ubraliśmy się ciepło, wzięliśmy też na wszelki wypadek ochronę przed deszczem.

Rzeczywiście poranek był rześki, z samochodu wytarowaliśmy o 6:35, wpierw czekał nas spacer asfaltem na przelecz pod Mangart. Gdzie zrobiliśmy sobie przerwę śniadaniową, podziwiając piękne widoki które nam się ukazały.

Dość szybko się okazało, ze jednak brak mi formy, podejście się ciągnęło. Maja czasem mi gdzieś na chwilę posiwiałą się gdzieś na krawędzi widoczności.

Po krótkim odcinku fajną ścieżką po odbiciu drogi na Via Ferratę,szlak turystyczny trafił na teren z dużą ilością drobnych kamieni, na których łatwo było się poślizgnąć. W zasadzie analizując ścieżkę na mapy.cz i to co szliśmy to było kilka wariantów podejścia pod sztuczne zabezpieczenia. To jeszcze bardziej się potwierdziło, podczas zejścia, gdzie było widać, że sporo osób miało inne zdanie co do łatwej trasy zejściowej.

Podczas trekkingu, co jakiś czas w zasięgu wzroku pokazywały się 2 kozice, ale jack chciałem zrobić zdjęcie to szybko znikały. Więc gdy jedną zobaczyłem na skale, wyjąłem telefon i zrobiłem parę zdjęć. Podczas tej czynności okazało się, ze tym razem kozica, nie zamierza szybko zniknąć z widoku, więc wyciągnąłem aparat, porobiłem więcej zdjęć i nagnałem krótki film.

Już przed szczytem spotkałem kolegę, który szedł na biwak z całym swoim dobytkiem na grzbiecie. Udało się go rzutem na taśmę wyprzedzić jakieś 100-200m przed szczytem.

W końcu udało się osiągnąć szczyt, około 13:30-14:00. Maja około godzinę dłużej delektowała się widokami z Mangart.

Po chwili przerwy na oddech, można było się na spokojnie zająć fotografią. Owszem można by tylko podziwiać widoki, a było na co patrzeć, ale nigdy nie wiadomo co będzie z pamięcią na starość – więc zdjęcia i krótkie ujęcia filmowe zdecydowanie są istotne.

Już przed szczytem spotkałem kolegę, który szedł na biwak z całym swoim dobytkiem na grzbiecie. Udało się go rzutem na taśmę wyprzedzić jakieś 100-200m przed szczytem.

Czas niestety płynie szybko, chciało by się spędzić w takich pięknych okolicznościach przyrody więcej chwil, jednak trzeba było wracać.

W drodze na szczyt, drobne kamienie były uciążliwe, w dół – bez zaskoczenia było tylko gorzej. Zdecydowanie brakuje mi wprawy, w turystyce wysokogórskiej, co przekładało się na wolne tempo. Wyszukiwanie optymalnej i bezpiecznej drogi w dół, powodowało spor stresu, co przekładało się na zmęczenie.

W pewnym momencie na zejściu gdy przytrzymywałem się liny, pojawiła się większa pewność, już spokojnie odginałem się od ściany, szedłem pewnym krokiem. Do czasu, aż zobaczyłem, ze szybkim krokiem zbliża się do mnie turysta idący z kijkami, który w zasadzie ze sztucznych ułatwień w tym miejscu wcale nie korzystał. No cóż, jednak moje kolana musiały dźwigać, więcej kochanego ciała 🙂

Wedle zapowiedzi pogody, około 18 mogły się pojawić opady, na chwilę dolina pod Mangart była spowita chmurami. Jednak turystom w drodze na szczyt wydawało się to nie przeszkadzać. Co ciekawe były też rodziny z dziećmi tak wieku 12-16 lat, oni ciągle kierowali się w górę szlaku.

Tak zastanawiam, się czy to nie wynika z prędkości życia, które daje mało czasu na zatrzymanie się i refleksję. W sumie te osoby zaplanowały urlop, zaplanowały gdzie chcą iść co zobaczyć – więc trudno było im z czegoś zrezygnować.

Pamiętam, w czasach licealnych spędzałem około 2 tygodni w Tatrach, śpiąc w namiocie u Cioci w Murzasichle – to była dodatkowa atrakcja. Rano ja lub kuzyn, około 5 wychodziliśmy aby zobaczyć jakie chmury widać nad Tatrami. Jeśli pojawiała się choć drobna, to często rezygnowaliśmy z wyjścia w góry. Wtedy prognozy pogody to były tylko w TV, później pojawiły się telegazety. Obecnie można pogodę analizować na bieżąco, wiec pewnie zawsze znajdzie się któraś aplikacja która powie, że pogoda będzie dobra 🙂 Pozostaje tylko stwierdzenie: „To se ne vrati, pane Havranek”

Pod koniec, się okazało się, że jednak temperatura nie była tak niska jak była zapowiadana, a na karku czułem że się opaliłem 🙂

Z przeleczy do samochodu zeszliśmy szlakiem – czyli skrótem, nie trzeba było iść tak jak prowadził asfalt. To zdecydowanie był dobry dzień, dobry trekking. Fizycznie byłem zmęczony, jednak psychicznie mogłem fruwać.

Pozostało tylko zjechać jeszcze krętą drogą aby zakończyć ten dobry dzień. Tym razem, jednak pojawiło się kilka samochodów które wjeżdżały w górę, wiec trzeba było się mijać na wąskiej drodze. Skopaliśmy też kilak rowerzystów pod przełęczą, czy też na podjeździe, tutaj sam wjazd pewnie był ciężki, ale na zjeździe dłonie od hamowania będą pewni nieźle boleć.

Film

Trasa

Powiązane posty

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry